W hołdzie Seagalowi

Data:
Ocena recenzenta: 5/10
Artykuł zawiera spoilery!

Czym różnią się filmy z Jackie Chanem od filmów z Seagalem? Tu i tu mamy słabe aktorstwo, prostą, przewidywalną, wtórną fabułę, obu tych panów nie imają się kule no i mamy mnóstwo scen walki. Ale podczas gdy drobny Chińczyk zazwyczaj bawi się ze swoimi przeciwnikami w kotka i myszkę, postawny (a w zasadzie misiowaty) Amerykanin łamie kości, przelewa krew, niekiedy nawet odetnie lub wypruje to czy owo. Jaki to ma związek z "Maczetą"?

Bo "Maczeta" to pastisz-hołd dla Stevena Seagala - aktora, scenarzysty, reżysera, producenta, mistrza aikido, muzyka - i to pastisz, że tak napiszę, bardzo treściwy, gdyż aż rojący się od odniesień. Już pierwsza scena jest kalką - policjanci wkraczają do akcji samowolnie i bez wsparcia, co kolega Maczety przypłaca życiem. Dalej następuje krwawa rąbanka, w której bohater walczy białą bronią przeciwko uzbrojonym w broń palną gangsterom, żadna kula go nie trafia a przeciwnicy niekiedy wręcz wbiegają na niego by dać się pokroić. Przejmuje też broń i używa jej do odstrzelenia kilku przeciwników - charakterystyczna sztuczka Seagala.
Nawiązaniem są sceny - śmierć bliskich, ucieczka ze szpitala, ukrzyżowanie, zaskakujące przeżycie głównego bohatera (i nie tylko jego), jak i postacie - latynoski ksiądz, skorumpowany senator, obowiązkowy bardzo zły człowiek (grany przez samego Seagala Gomez, o czym za chwilę), konwencja filmu sensacyjnego, w którym, oprócz licznych scen walk, nie zabrakło rozebranych kobiet, które mają dziwną słabość do głównego bohatera. W tym przypadku o tyle dziwniejszą, że choć ten zagadkowy jegomość potrafi wyrazić tyleż samo emocji, co twarz Seagala,

to jest to jednak raczej szpetny konus. Bohater ten jest oczywiście byłym policjantem, agentem FBI, CIA i co tam jeszcze było pod ręką, nie wiemy skąd i po co wziął się w miejscu, w którym rozgrywa się akcja filmu, jak się wydostał z jatki pokazanej w prologu ani co się z nim działo w międzyczasie. I to kolejne, mocno ironiczne odniesienie do filmów akcji klasy B z przerośniętym mistrzem aikido.
Sam Seagal najwyraźniej nie miał nic przeciwko temu, by się z niego pośmiano a w dodatku przyłożył do tego rękę grając, chyba pierwszy raz, tego "złego" - bezwzględnego gangstera otoczonego obowiązkowo kobietami w bikini. Prawą ręką Gomeza jest naturalnie kobieta, Azjatka (pierwszą żoną Stevena była Japonka).
Groteskowy finałowy pojedynek Seagal może zaliczyć do najzabawniejszych scen w swojej karierze. Szkoda, że to jeden z niewielu naprawdę zabawnych momentów filmu, który, oprócz scen komediowych ma niewiele do zaoferowania, bo nie jest aż tak przerysowany, by być absurdalnie śmiesznym, a na tyle ciekawym, by zainteresować na serio. Czyżby kolejne nawiązanie?

Upraszczasz. To nie jest pastisz-hołd dla Stevena Seagala, tylko pastisz-hołd dla całego kina klasy B. Oczywiście SS był (jest?) jego ważną częścią, ale całego tego kina nie tworzył. A że kino klasy B jest oparte na schematach, to nic dziwnego że znalazłeś wiele odniesień do jego "twórczości". Znalazłbyś też wiele odniesień do "twórczości" innych bohaterów tego typu kina.

Jeśli Maczeta jest dla kogoś konkretnie hołdem, to dla Danny Trejo, bo jak sam Rodrigiuez wspominał w wywiadach wszyscy uwielbiali tego faceta, zagrał w kilkuset filmach, ale zawsze umierał w pierwszych minutach i chciał wreszcie zrobić film, w którym przeżyje do końca :)

A Maczeta jest cała bardzo zabawna, ja się śmiałem do łez przez całą projekcję. Tak więc - to kwestia gustu.

A że kino klasy B jest oparte na schematach, to nic dziwnego że znalazłeś wiele odniesień do jego "twórczości". Znalazłbyś też wiele odniesień do "twórczości" innych bohaterów tego typu kina.

Uważam, że wymienione przeze mnie elementy są na tyle charakterystyczne, że o pomyłkę nie sposób. Nie wspomniałem wszak jeszcze o np.
Przeczytaj spoilery +, które pojawiają się w filmach z SS, ale także zapewne w wielu innych filmach akcji i dobrze pasują do tego, co napisałeś.
Jeśli Maczeta jest dla kogoś konkretnie hołdem, to dla Danny Trejo [...] wszyscy uwielbiali tego faceta, zagrał w kilkuset filmach, ale zawsze umierał w pierwszych minutach i chciał wreszcie zrobić film, w którym przeżyje do końca

To by tłumaczyło dlaczego kobiety tak do niego lgną w tym filmie ;). Świetnie uzupełnia to chwyt "odwrócenia ról", o którym już wspomniałem Przeczytaj spoilery +.
Myślę, że Twoja teza nie wyklucza mojej.

Przyznam Ci się szczerze, że filmów Seagala za bardzo nie znam. Oprócz Machete widziałem słownie jeden, więc ekspertem z jego kina nie jestem :)

Natomiast wiele pomysłów z tego filmu wyglądało znajomo :)

No nie wiem, nie wiem. Przypuszczam, że gdyby film był hołdem SS, to nazywał by się "Katana" i sam Seagal grał by tu pierwsze skrzypce. Puki co jednak, był głównie Trejo i jego maczety.

Swoją drogą film świetny.

Nie oglądam filmów z Seagalem z prostego powodu: bo gra w nich Seagal. Ten obejrzałam za namową syna. Uśmiałam się do łez, super Trejo, super komedia. Warto.

Dodaj komentarz